„Senny (nie) koszmar”
Sen można określić, jako stan zawieszenia pomiędzy swoimi pragnieniami a swoimi lękami. Sny mogą być piękne, przyjemne, biało-czarne a nawet pouczające, ale nie w świecie Janie Hannagan.
„Sen” wyszedł z pod pióra Lisy McMann. Został wydany w roku 2009 i rozpoczyna mroczną i paranormalną trylogię.
Kolejny raz powtarza się schemat nienormalnej miłości. Dziewczyna z wielkim darem, nowy chłopak w mieście, przypadkowe spotkanie, wielka miłość, kupa problemów, można powiedzieć, że stare nudy, ale nie! Ta książka mile mnie zaskoczyła.
Janie ma siedemnaście lat i pełno zmartwień. Matka alkoholiczka, dom na głowie, sama kupuje sobie ciuchy często też jedzenie. Pracuje w Domu Opieki „Wrzos”. Dorabia, aby dostać się na wymarzone studia. Jakby tego wszystkiego było mało od ósmego roku życia jest wbrew własnej woli wciągana w cudze sny. I to nie byle, jakie sny, czasem bolesne a czasem ciężkie do rozwikłania, ale każdy z tych snów jest dla niej stanem walki duchowej. Nagle pojawia się ON. Cabel, który będzie dzielił z nią wszystkie smutki, ale zanim do tego dojdzie będą musieli się trochę pofatygować.
Książka jest pisana w czasie teraźniejszym w przeciwieństwie do wielu innych książek pisanych w czasie przeszłym. Prowadzona w formie dziennika, oryginalny pomysł. Wszystko ma logiczny sens. Po przeczytaniu pierwszych stron chciałam już tylko więcej.
Książkę czytało się lekko i nie była żadnym koszmarem i totalnym niewypałem. Zdecydowanie polecam. Chociaż nie jest to jakaś wielka nowość, to warto cofnąć się o te dwa lata. Książeczka ma tylko 174 strony i czyta się ją błyskawicznie. Jest przeznaczona dla wszystkich, ale w szczególności dla dziewczyn z masą kłopotów i ciężkim nastoletnim życiem.
OCENA: 8,5/10